..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
logo logo logo
grafika grafika
grafika grafika grafika
   » Menu

   Szukaj


>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Ciężka kawaleria... jako najsilniejsza jednostka swojej epoki.



     Deszcz spadł na jeszcze suchą wtedy ziemię. Zapowiadało się, że to tylko przejściowa chmura, która zanim rozpocznie się bitwa - przejdźie. Mylono się. Chmury nadchodziły, zagęszczały się, robiło się coraz ciemniej. Strugi wody poleciały na twarze setek żołnierzy. Vastradd przełknął nerwowo ślinę. 'Cholera', przeklnął w myślach, spoglądając na tabun krasnoludzkich tarczowników, stojących w równych rzędach, jeden obok drugiego tak, że dotykali się ramionami, a ich kolczaste tarcze przysłaniały jedna drugą. 'To będzie ciężka noc'. Spiął konia i podjechał do swoich dwóch oficerów. Ich miny wskazywały na to co sam przypuszczał.

- Jak tam? - rzucił, aby jeszcze raz się upewnić. Jeden z oficerów splunął siarczyście na ziemię i pokręcił głową.
- Kiepsko, kapitanie. W najlepszym wypadku przetrzymamy ich godzinę, góra dwie. Posiłki nie zdążą, nie w ten deszcz, nie w górach. Potrzeba nam co najmniej czterech, pięciu godzin, zanim oddziały z zachodu tu dotrą. Następne będą kolejno po siedmiu, ośmiu i dziesięciu. A my mamy tylko dwie godziny.

Vastradd jeszcze raz przłknął ślinę. 'Dwie godziny', powtórzył w myślach. Spojrzał w kierunku swoich zbrojnych maruderów, zakutych w zbroje sprowadzone prosto z dalekiej północy, o których deszcz dzwonił jak o parapety jego zamku. Było ich tylko trzy setki. A krasnoludów przeszło tysiąc. Dodatkowo byli wnerwieni i w barwach wojennych. Każdy z nich zdolny był oddać życie za zabicie jego ludzi, za wyrżnięcie ich w pień. 'Może jednak błędem było niszczyć te kopalnie, może...', Vastradd potrząsnął głową i odpędził myśli zwątpienia. Teraz nie było na to czasu. Nie raz stał już w podobnej sytuacji, nie raz już wygrywał, ale czuł że tym razem będzie inaczej. To nie byli jego ludzie, brakowało mu starych znajomych, którzy już dawno gryźli piach. To nie to miejsce i nie te lata. Dzisiejszego dnia ta dolina spłynie krwią setek istnień. Jedyna nadzieja w piędziesiątce kawalerzystów, jego ostatniego, nowiusienkiego nabytku, którzy stali w bezpiecznej odległości, poza zasiegiem wzroku krasnali. 'Trudno - niech będzie jak ma być'. Dał sygnał oficerom. Wykrzyczano rozkazy. Jego ludzie zwarli się w szyku. Vastradd przez chwilę rozważał jeszcze kilka możliwości, jakąś taktykę, którą mógłby obrać, ale wiedział, że tu to i tak bez znaczenia. Gdyby uciekł i atakował partyzantką na nic by to się nie zdało, bo krasnale znają te góry jak własne dziurawe kieszenie. Zyskałby może trochę czasu, ale z kolei jego posiłki miałby potem trudność z odnalezieniem ich. Zbyt duże ryzyko. Dalej się nie zastanawiał, liczył na kawalerzystów.

Kiedy wszyscy zajęli wyznaczone pozycje, Vastradd zauważył, że krasnale nawet nie drgnęli. Znał ich taktykę - to był Mur Fhorra. Trzy szeregi zwarte, dwa luźne toporników, dwa szeregi zwarte, jeden toporników, jeden zwarty i reszta toporników. Walczył już przeciwko tego typu formacji. Wiedział, że jeśli zaatakuje klinem to zmiażdżą go z boków i na tyłach, po prostu zatrzymają w miejscu i nie dadzą nawet ruszyć, przegrupować. Pozostawał tylko atak ławą, równomierny. Wiedział, że ludzie nie dorównują krasnoludom w czystej walce w zwarciu. Krasnoludy też o tym wiedziały... Stały więc równo, a w powietrze unosiła się równa para ciepłego powietrza.

Vastradd stanął z prawej strony, a obok jego dwaj oficerowie. Wzniósł rękę z czerwoną flagą do góry, a potem rzucił ją w powietrze. Niesiona porywistym wiatrem poszybowała w kierunku centrum, gdzie za chwilę zderzą się dwa oddziały. W momencie w którym dotknęła ziemi trzy setki jego maruderów wydarło się ile sił w płucach i runęło w dół zbocza, gdzie na lekkim podjeździe stały krasnoludy. Lecieli równo, drąc się w niebogłosy, a ziemia zadudniła od ich ciężkich kroków. Zadudniła też od marszowego kroku ciężkozbrojnych krasnoludów, którzy wolno ruszyli przed siebie śpiewając starą, krasnoludzką pieśń wojenną:

Do boju bracia moi, w szeregu stańmy razem.
Topór chwyćmy mocniej, wrogowi śmierć nieśmy szybką.
Patrzmy z czym walczyć nam przyszło.
Spójrzmy śmierci prosto w oczy.
Nie bójcie się bracia!
Śmierć dziś żniwo swe zbierze!

'Hej, hej, topory wznieśmy do góry.
Hej, hej, wspomnijmy nasze rodzinne góry.
Hej, hej, wrogowi śmierć zadajmy.
Hej, hej, poległych braci pomścijmy.

Ten kto na drodze naszej staje.
Ten kto śmie nas przklnąć i obrazić.
Temu topór ciśmnijmy w mordę.
Niech ścierwo jego glebę splami.
Nie bójcie się bracia!
Śmierć dziś żniwo swe zbierze!

Hej, hej, topory wznieśmy do góry.
Hej, hej, wspomnijmy nasze rodzinne góry.
Hej, hej, wrogowi śmierć zadajmy.
Hej, hej, poległych braci pomścijmy.

Gdy z wojny wrócimy do domu.
Żony nasze w progu zwycięzców witać będą.
Poległych na tarczach wnisiemy.
W dalszą drogę w chwale i radości wyprawimy.
Nie bójcie się bracia!
Śmierć dziś żniwo swe zebrała!

Hej, hej, topory wznieśmy do góry.
Hej, hej, wspomnijmy nasze rodzinne góry.
Hej, hej, wrogowi śmierć zadajmy.
Hej, hej, poległych braci pomścijmy.'

Szczęk broni i pękających zbrój zlał się w jedno z krzykiem zabijanych. Echo burzy odbijało się po dolinie jak odgłos wielkiego, boskiego młota, który kuł w kowadło wojny. Krasnoludy nie przerywały śpiewu. Ich gromkie głosy dudniły i sprawiały, że maruderzy Vastradda na sekundę zwątpili, a w kolejnej już byli martwi...

Kiedy minęło pierwsze pół godziny Vastradd już wiedział, że jego żołnierze nie wytrzymają nawet godziny. W chwili, w której to stwierdził postanowił rzucić na szalę zwycięstwa jedyną deskę ratunku. Krzyknął na swoich kawalerzystów, a ci z hukiem wynurzyli się ukrycia. Tętent kopyt na sekundę zagłuszył odgłosy walki, aby w następnej chwili zlać się z nimi w jedną, dziką orgię wrzasków. Krew popłynęła szkarłatną strugą plamiąc zielone jeszcze niedawno równiny. Kawaleria zaskoczyła krasnoludów. Skosili ich z taką łatwością z jaką kosa ścina trawę i zatrzymali się dopiero na przeciwległym wzniesieniu. Krasnoludzi zostali rozbici na dwie grupy, z których każda zamiast spowrotem się zewrzeć rozeszła się w przeciwnych kierunkach. Przynajmniej unikli otoczenia. Druga szarża zebrała mniejsze plony, ale i tak szeregi krasnoludów mocno się przerzedziły. Vastradd ze zdziwieniem obserwował łatwość z jaką piędziesięciu kawalerzystów tratuje i zabija szeregi niskich krasnoludów. Cień uśmiechu zawitał na jego twarzy, ale znikł w momencie, kiedy z tyłu, za jego kawalerią pojawiło się nowe, obce wojsko. Nie potrafił ich rozpoznać, nie byli tu oficjalnie i nie mieli herbów ani znaków. Włączyli się do walki atakując zarówno jego ludzi, jak i krasnnoludów. Musiał odwołać swoje resztki pieszych, aby się przegrupować. W tym czasie jego konni zajęli się resztą.

Trzeci przeciwnik miał przewagę, żołnierze byli dobrze wyszkoleni, była wśród nich konnica, chociaż lekka. Najgorzej wypadali krasnale, którzy stanęli zwartą grupą nieco po prawej na wzgórzu, aby znieść przewagę wszystkich konnych wynikającą z jazdy w dół. W chwilę potem doszło do kolejnej rundy. Vastradd wstrzymywał pieszych, których zostało mu nieco ponad piędziesięciu, a dał znak niecałym czterem dziesiątkom kawalerzystów, którzy ruszyli na krasnali. Nie doszli tam jednak bo na ich drodze stanęła konnica i piechta plus dodatkowo kusznicy. Vastradd zaczynał wątpić. Rozpoczął się młyn, w którym wszystkie formacje zostały rozbite na małe, walczące grupy. Wszyscy wodzowie stracili kontrolę nad swoim wojskiem. Vastradd wysłał piechotę i czekał zamykając oczy... Miał tylko nadzieję, że kiedy je otworzy ujrzy swoje posiłki, które z hukiem rozniosą jego wrogów. Kiedy je jednak otworzył, spostrzegł że sytuacja ma się nieco inaczej niż się spodziewał bądź marzył. Trup gęsto zasłał dolinę. Z jego jeźdźców i piechoty został mały oddział, krasnali też została tylko niewielka grupa, a ci trzeci znikli tak samo jak się pojawili. Obserwował ten widok z głębokim wyrazem zdziwienia. Opamiętał się dopiero, kiedy krasnale znikły, a jego oficerowie z resztą żołnierzy zbliżyli się do niego. Jeden z nich splunął na ziemię spoglądając na pobojowisko, zwymiotował, a po chwili przemówił chrapliwym głosem.

- Gdyby nie...
- Wiem - przerwał mu Vastradd - Wiem.

     Ekhem, ekhem... Wydaje mi się, że wyciągniecie z tej opowieści odpowiednie wnioski. Prawdą bowiem jest, że ciężka kawaleria to prawdziwa potęga jeśli chodzi o średniowieczne wojska. Drodzy bo drodzy, ale diabelsko skuteczni. Spoglądnijcie w przeszłość na sławne bitwy, a z pewnościa znajdziecie potwierdzenie tych słów. Chociażby sławietny Grunwald i nasza rodowa husaria. Dlatego też w waszych przygodach, drodzy mistrzowie uwzględnijcie ich, połóżcie na nich nacisk. A wy gracze wiedzcie, że nie warto stanąć takiemu na drodze.


Corwin.
komentarz[3] |

Komentarze do "Ciężka kawaleria... jako najsilniejsza jednostka swojej epoki."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.

   Sonda
Aktualnie nie jest prowadzona żadna ankieta.
Tutaj możesz zobaczyć stare ankiety.

   Top 10
   Gra paragrafo...
   100 POMYSŁÓW ...
   Średniowieczn...
   Wojownik na s...
   Seks i erotyk...
   Tworzenie Pos...
   Kobieta w fan...
   100 POWIEDZON...
   Sklepik z 100...
   Jak poderwać ...

   ShoutBox
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal

Strona wygenerowana w 0.056969 sek. pg: